Trudno powiedzieć, który tak naprawdę jest rok na Place du 9 Avril 1947. Czas zastygł w nikłym cieniu strzelistych palm, rozrzuconych pomiędzy wytartymi ławkami i spłowiałymi budynkami. Można tu odpocząć, choć jest to odpoczynek pożywny i męczący dla zmysłów jednocześnie. Kolory, smaki, zapachy krzyczą równie intensywnie co kreślące ósemki w powietrzu mewy. Przed Cinema Rif roztacza się gęsta i słodka jak arabski nugat chmura Touaregi. Tumany gorzkawego kurzu, wzniecanego przez sklecone naprędce środki lokomocji, gryzą krtań. Rytualnie wytargowane niebieskie Gauloises Blondes na marokańskich blachach mają równie landrynkowaty posmak co truskawki z pobliskiej Mediny. Przez skrzek przekupek i charczenie handlarzy nieśmiało przebija się crescendo portowych dźwięków. Przed wschodem słońca, w południe, po południu, po zachodzie słońca i w środku nocy, z minaretu, który wygląda, jakby ktoś wyhaftował go muliną, niesie się w dal gardłowe nawoływanie muezzina. Kilka podmuchów saharyjskiego wiatru sirocco rozrywa je na strzępy. Echo, stare i głuche jak spoglądająca z góry portugalska forteca Kasbah, powtarza czyhającej za rogiem młodszej dzielnicy Ville Nouvelle kilka ostatnich sylab. W powietrzu opalizują drobinki pustynnego pyłu. Rzeka berberyjskich szat nieśpiesznie toczy swoje wody wąskimi arteriami promieniście odchodzącymi od suku. Paul Bowles rozłożył się w samym sercu skweru, na środkowym pierścieniu wyschniętej, kamiennej fontanny. Pod osłoną nieba. Cały czas ktoś lub coś się dosiada. Pozornie chaotyczna rotacja osiąga doskonałość odradzającego się w nieskończoność cyklu. Krajowcy rzadko używają nazwy Place du 9 Avril 1947. Mówią raczej Grand Socco, to znaczy Wielki Plac.
/Tanger, Maroc 2017/