Pamiętam z dzieciństwa czasy wesołych miasteczek i objazdowych cyrków, czasy kiedy Federico Fellini i Tim Burton przesiadywali w zadymionych teatrzykach i zapyziałych kantynkach pękających w szwach od żywych galerii osobliwości. Dawno temu zachłanna i figlarna wyobraźnia dziecka uwięziła bohaterów tych miejsc nie pytając ich o zgodę. Bardzo długo nie chciała wypluć ani się z nikim nimi dzielić. Zmurszali, smutni i zmęczeni kieratem występów tkwili w jałowym interwale czasoprzestrzenii, który wypadł z toru wydarzeń i nigdy nie wrócił na swoje miejsce. Przestrzeń zachłysnęła się korozją a niewzruszony czas pognał na łeb na szyję i o nich zapomniał. Milczeli. Pewnego dnia Dama z brodą, Żarłok o gołębim sercu, Nieszczęśliwy kochanek Giovanni, Czarna Królowa, Kapitan Ameryka wraz z resztą trupy zatęsknili za wolnością. Postanowili się zbuntować i resztkami sił wywalczyć sobie prawo do odpoczynku od zabawy. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć.